XV Maraton Lębork - 18.06.2006

Do tego maratonu przygotowywałem się podobnie jak do poprzedniego w Dębnie. Dodatkowo przeprowadziłem jeszcze kilka trenigów tempowych 10x1km i treningów siły biegowej. Główny akcent postawiłem w 3 i 2 tygodniu przed maratonem (119 km i 126 km) biegając co drugi krótszy (10-12km) i dłuższy dystans (16-36km). Pod koniec tego drugiego tygodnia przebiegłem trzy biegi na zawodach: piątek - Świnoujście/5,5km/21.08, sobota - Szczecin/ 21,1 km/1.26.20, niedziela - Karlino/15km/1.01.16. W ostatnim tygodniu przed maratonem przebiegłem już tylko 38 km. Taki trening spowodował, że maraton przebiegłem na luzie, równym tempem, ocierając się o granicę 3 godzin.

W przeddzień maratonu wyjeżdżam ze swoim synem jak zwykle do rodziny, która mieszka w Lęborku. Docieram tu około 18.00 i idę zapisać się na maraton. Potem kolacja - jak zwykle chleb z odrobiną margaryny i miodem, herbata do popicia (do syta). W nocy tradycyjnie prawie nie śpię. Na 3 godziny przed startem śniadanie takie jak kolacja, tylko ilość zdecydownie mniejsza (2 kromki chleba). O ósmej idę na start, aby dostarczyć odżywkę (butelka wody z przytwierdzonym jednym Power Gelem). O 8.30 - rozgrzewka. Temperatura 17 stopni, pochmurno. Później na trasie gdzieś około 20 stopni i przebijające się czasami słońce.

Godzina 9.00 - start. Rozpoczynam spokojnie. Przede mną spora grupa biegaczy biegnących tuż za czołówką. Będę ich widział przez wiele kilometrów, co dobrze wróży na przyszłość. Nie widzę oznaczeń 5 km i 10 km. 15 kilometr - 1.02.30 i dopiero teraz mogę zobaczyć, że jest naprawdę dobrze. Na punktach odżywczych piję tylko czystą wodę i polewam się ile mogę. Przede mną w oddali biegnie kolega ze Świnoujścia - Olek Borkowski. Powoli doganiam go. Trwa to bardzo długo, ponieważ staram się biec równo, nie zrywając tempa. Za to widzę jak inni robią zupełnie coś przeciwnego. Wreszcie zrównuję się z nim. Pytam jak leci. Za szybko - odpowiada. Jednak walczy dalej, wyprzedając mnie nawet kilka razy. Doganiają mnie dwie kobiety, które później uzyskały czasy 2.55 i 2.56. Chciałbym dowiedzieć się na ile biegną, ale domyślam się, że nie są to Polki. Więc jak się ich pytać? Półmetek - 2.58.50. Jakoś szybko dobiegłem do 25 kilometra, gdzie wziąłem Power Gel, popijając sporą ilością wody. 30 km - 1.07.30. Dogania mnie Danuta Pietruszyńska, która uzyskała czas 2.59. Nie próbuję się z nią zabrać, ponieważ czuję się już trochę osłabiony. Ktoś z kibiców krzyczy - "dopadnij ją w lesie". Może to jest śmieszne, ale wcale niej jest mi do śmiechu. Na 35 kilometrze spora górka i punkt odżywczy. Potem już tylko w dół i po płaskim. Odzyskuję siły (zadziałał Power Gel?) i biegnę aż do mety w dobrym tempie. 40 km - 2.51.20 i wiem już że zakręcę się koło 3 godzin. Wreszcie meta i czas nieco powyżej 3 godzin.

Teraz trochę statystyki. Zająłem 26 miejsce na 168 kończących bieg (6 miejsce w kategorii M40). I jeszcze miła niespodzianka - w klasyfikacji mężczyzn zająłem 23 miejsce, za co otrzymałem nagrodę pieniężną. Do pokonania trasy maratonu w czasie 3.00.22 potrzebowałem 32610 kroków, zużywając przy tym 3169 kcal (odczyty z zegarka). Średnia długości kroku - 1,29 m. Średnia prędkość - 14,04 km/h. Średni czas - 4.16 min/km. Wszystko to prawie jak w Dębnie, gdzie uzyskałem 2.59.10.

Tak dobrze się jeszcze nie czułem w trakcie maratonu i po jego zakończeniu. W środę wróciliśmy z Lęborka do domu. W czwartek pierwszy trening na dystansie 6 km.

Napisał Jarek Kosoń