V Półmaraton Bałtycki
Świnoujście 26.03.2006

Na marcową niedzielę wyznaczony został termin półmaratonu w Świnoujściu. Był to dla mnie ważny bieg z dwóch powodów. Pierwszy to sprawdzian przed maratonem w Dębnie, drugi to walka o czołowe miejsca w Lidze Biegowej Joggingu. Od poniedziałku przebiegłem już 100 km, więc byłem trochę przemęczony. W nocy przed zawodami zaczął padać gęsty śnieg. Już wtedy można było przypuszczać jakie warunki będą na drugi dzień.

Rano wyruszyłem swoim autkiem wcześniej, ponieważ warunki były fatalne. Powoli dotarłem do Świnoujścia, przepłynąłem promem na drugą stronę i dotarłem na miejsce startu. Był już tutaj Paweł Dodek, prezes klubu Jogging, który jest organizatorem tego cyklu biegów.

Im bliżej startu tym deszcz mocniej padał. Temperatura 2-3 stopnie. W ostatniej chwili zrezygnowałem z krótkich spodenek, co było dobrym posunięciem. Obowiązkowo czapka, rękawiczki i koszulka z długim rękawem. W samo południe wystartowaliśmy. Mieliśmy do pokonania niecałych 7 okrążeń, które przebiegały plażą i promenadą. Od razu na czoło wysunęli się "młodzi". Okazało się później, że skończyli bieg po 11 kilometrach. Spokojnie trzymałem się peletonu, w którym biegł Piotrek Andrzejewski, Rysiek Pilz i Olek Borkowski. Tempo było spokojne do czasu, gdy na prowadzenie nie wyszedł Piotrek. Zaczął nam uciekać, ale po jakimś czasie dogoniliśmy go. Rysiek został przy tym trochę w tyle. Na 10 kilometrze przewrócił się jeden z biegaczy i Piotrek pomagał mu wstać. Zostaliśmy więc ja i Olek. Po kilometrze dowiedzieliśmy się, że jesteśmy na czele, ponieważ zeszedł prowadzący do tej pory Grzesiek Swędrowski. Dość długo biegliśmy razem. Błoto ze śniegiem i padający deszcz nie pomagały w tym. Byłem cały przemoczony. Po kilku kilometrach Olek wyszedł na prowadzenie i powoli powiększał przewagę. Za mną był Piotrek i byłem przekonany, że mnie dogoni. Na ostatnich metrach kilka razy oglądnąłem się do tyłu i widziałem go zbliżającego się coraz bardziej. Przyspieszyłem jednak trochę i udało mi się dotrzeć na drugim miejscu do mety. Byłem cały przemarznięty, pomimo tego, że dość grubo się ubrałem.


Ostateczne wyniki:


1Aleksander BorkowskiM50-11.29.11
2Jarosław KosońM40-11.30.31
3Piotr AndrzejewskiM40-21.30.45
4Ryszard PilzM40-31.32.22
5Krzysztof SwędrowskiM50-21.33.37
6Andrzej ChrobakM50-31.34.44
7Remigiusz JoppekM40-41.35.55
8Jerzy ChrobakM50-41.42.55
9Robert DerdaM30-11.45.57
10Andrzej WolińskiM30-21.48.09
11Janusz MichalskiM30-31.50.00
12Adam KaniewskiM60-11.51.12
13Marek CzaplińskiM30-41.51.46
14Robert DobrochowskiM20-11.55.08
15Rafał DymowskiM30-51.55.09
16Jerzy BrudeckiM50-51.57.56
17Tadeusz AdamczykM50-61.58.14
18Daniel MularczykM30-62.02.10
19Karol PtakM40-52.14.55
20Horst TrettinM70-12.14.58
21Jerzy MalinowskiM60-22.39.14
22Marian SkuratowiczM70-23.30.00

Po biegu udaliśmy się do pobliskiej kawiarni. Tam z Pawłem opracowaliśmy wyniki. Na zakończenie były dyplomy i medale. Po towarzyskich rozmowach trzeba było wracać do domu. Na prom podwiozłem jeszcze Andrzeja Wolińskiego. Po drodze wymienialiśmy swoimi doświadczeniami biegowymi.

W poniedziałek przebiegłem 11 km, a we wtorek już 28 km. Taka jest dola maratończyka.

Napisał Jarek Kosoń