Na marcową niedzielę wyznaczony został termin półmaratonu w Świnoujściu. Był to dla mnie ważny bieg z dwóch powodów. Pierwszy to sprawdzian przed maratonem w Dębnie, drugi to walka o czołowe miejsca w Lidze Biegowej Joggingu. Od poniedziałku przebiegłem już 100 km, więc byłem trochę przemęczony. W nocy przed zawodami zaczął padać gęsty śnieg. Już wtedy można było przypuszczać jakie warunki będą na drugi dzień.
Rano wyruszyłem swoim autkiem wcześniej, ponieważ warunki były fatalne. Powoli dotarłem do Świnoujścia, przepłynąłem promem na drugą stronę i dotarłem na miejsce startu. Był już tutaj Paweł Dodek, prezes klubu Jogging, który jest organizatorem tego cyklu biegów.
Im bliżej startu tym deszcz mocniej padał. Temperatura 2-3 stopnie. W ostatniej chwili zrezygnowałem z krótkich spodenek, co było dobrym posunięciem. Obowiązkowo czapka, rękawiczki i koszulka z długim rękawem. W samo południe wystartowaliśmy. Mieliśmy do pokonania niecałych 7 okrążeń, które przebiegały plażą i promenadą. Od razu na czoło wysunęli się "młodzi". Okazało się później, że skończyli bieg po 11 kilometrach. Spokojnie trzymałem się peletonu, w którym biegł Piotrek Andrzejewski, Rysiek Pilz i Olek Borkowski. Tempo było spokojne do czasu, gdy na prowadzenie nie wyszedł Piotrek. Zaczął nam uciekać, ale po jakimś czasie dogoniliśmy go. Rysiek został przy tym trochę w tyle. Na 10 kilometrze przewrócił się jeden z biegaczy i Piotrek pomagał mu wstać. Zostaliśmy więc ja i Olek. Po kilometrze dowiedzieliśmy się, że jesteśmy na czele, ponieważ zeszedł prowadzący do tej pory Grzesiek Swędrowski. Dość długo biegliśmy razem. Błoto ze śniegiem i padający deszcz nie pomagały w tym. Byłem cały przemoczony. Po kilku kilometrach Olek wyszedł na prowadzenie i powoli powiększał przewagę. Za mną był Piotrek i byłem przekonany, że mnie dogoni. Na ostatnich metrach kilka razy oglądnąłem się do tyłu i widziałem go zbliżającego się coraz bardziej. Przyspieszyłem jednak trochę i udało mi się dotrzeć na drugim miejscu do mety. Byłem cały przemarznięty, pomimo tego, że dość grubo się ubrałem.
1 | Aleksander Borkowski | M50-1 | 1.29.11 |
2 | Jarosław Kosoń | M40-1 | 1.30.31 |
3 | Piotr Andrzejewski | M40-2 | 1.30.45 |
4 | Ryszard Pilz | M40-3 | 1.32.22 |
5 | Krzysztof Swędrowski | M50-2 | 1.33.37 |
6 | Andrzej Chrobak | M50-3 | 1.34.44 |
7 | Remigiusz Joppek | M40-4 | 1.35.55 |
8 | Jerzy Chrobak | M50-4 | 1.42.55 |
9 | Robert Derda | M30-1 | 1.45.57 |
10 | Andrzej Woliński | M30-2 | 1.48.09 |
11 | Janusz Michalski | M30-3 | 1.50.00 |
12 | Adam Kaniewski | M60-1 | 1.51.12 |
13 | Marek Czapliński | M30-4 | 1.51.46 |
14 | Robert Dobrochowski | M20-1 | 1.55.08 |
15 | Rafał Dymowski | M30-5 | 1.55.09 |
16 | Jerzy Brudecki | M50-5 | 1.57.56 |
17 | Tadeusz Adamczyk | M50-6 | 1.58.14 |
18 | Daniel Mularczyk | M30-6 | 2.02.10 |
19 | Karol Ptak | M40-5 | 2.14.55 |
20 | Horst Trettin | M70-1 | 2.14.58 |
21 | Jerzy Malinowski | M60-2 | 2.39.14 |
22 | Marian Skuratowicz | M70-2 | 3.30.00 |
Po biegu udaliśmy się do pobliskiej kawiarni. Tam z Pawłem opracowaliśmy wyniki. Na zakończenie były dyplomy i medale. Po towarzyskich rozmowach trzeba było wracać do domu. Na prom podwiozłem jeszcze Andrzeja Wolińskiego. Po drodze wymienialiśmy swoimi doświadczeniami biegowymi.
W poniedziałek przebiegłem 11 km, a we wtorek już 28 km. Taka jest dola maratończyka.