Już po raz siódmy wybrałem się na "Bieg Zaślubin" do Kołobrzegu. Przed tym biegiem podczas treningów zacząłem biegać w żywszym tempie ostatnie 3 kilometry. Było to jednak w czasie 4.10 - 4.20 na kilometr. Dlatego też zacząłem wątpić w złamanie godziny.
Na ten bieg miałem wybrać się z żoną i synkiem, lecz prognoza pogody przestraszyła ich. Pojechałem więc swoim "maluszkiem" sam. Nie śpiesząc się dotarłem na miejsce gdzieś koło dziewiątej. Tłoku jeszcze nie było, więc szybko zapisałem się. Opłata znośna - 20 zł. Otrzymałem numer startowy i bon na grochówkę. Mogłem teraz porozmawiać z kolegami. Czasu było jeszcze dużo. Im później tym tłok robił się większy. Kolejki stawały się takie jak w latach kryzysu. Czas startu nieubłaganie zbliżał się. Przebrałem się więc. Ponieważ było zimno, postanowiłem biec w koszulce z długim rękawem, w spodniach dresowych i w rękawiczkach. Kilkanaście minut rozgrzewki i start.
Tydzień wcześniej biegałem w Świnoujściu i przez szybkie tempo na początku "ugotowałem się". Zacząłem więc teraz luźno. Pierwszy kilometr - 3.56. Już wiedziałem, że będzie dobrze. Na 5 kilometrze - 19.46. Dogania mnie odwieczny rywal - Krzysiek Swędrowski. Trzymam dalej równe tempo i po kilu kilometrach zostawiam go w tyle. 10 kilometr - 39.30. Mijam po kolei zmęczonych biegaczy. To ci, którzy zaczeli za szybko. Nie miałem już sił na finisz i statni kilometr przebiegłem równo w 4 minuty. Zająłem 48 miejsce na 265 startujących. Czas niezły - 59.25.
Po oddaniu numeru startowego otrzymałem wspaniały medal i torbę z koszulką i folderami o Kołobrzegu (koszulki do tej pory nie rozpakowałem). Szybko przebrałem się i poszedłem na grochówkę. Zjadłem cały talerz, przegryzając dwoma wielkimi bułkami. Z biura organizacyjnego wziąłem dyplom i jeszcze trochę prozmawiałem z kolegami. Ponieważ nie biegam na tyle szybko, aby zająć medalowe miejsce w kategorii, nie czekałem na rozdanie nagród.
Bez przygód dotarłem domu. Żona była zdziwiona, że tak wcześnie przyjechałem. W sumie był to udany bieg. Pokazał, że znajduję się na dobrej drodze do złamania 3 godzin na maratonie w Dębnie.